Ten o to Grzesław, kierownik budowy nienajmniejszej i piękna Anna jego luba, cóż powiedzieć, do siebie mieli odległość sporą , którą Grzegorz dzielnie pokonywał, kilometrów setki jak i miłość wielka. Ślub odbył się w niesamowicie pięknym kościele w Garbowie, tak potężna budowla powstała z pojedynczych małych cegieł i robi ogromne wrażenie na odwiedzających. Zaś wesele odbyło się w lokalu KaPaMa gdzie zabawom nie było końca. Na sesję Ania i Grześ przyjechali na nasze ukochane Roztocze i po szybkim zebraniu w naszym mieszkaniu udaliśmy się na Szumy nad Tanwią, gdzie spokojnym spacerem, z uśmiechami od ucha od ucha spędziliśmy całe popołudnie. Fotografował wesele Szczepan, zaś my zajęliśmy się całą resztą 🙂
Po pierwszm kontakcie z Moniką cieszyliśmy się na wesele piątkowe, ale to co okazało się na miejscu przeszło nasze najśmielsze oczekiwania 🙂 Piękne samochody, wytworny hotel i Oni zakochani w sobie po uszy. Jakby tego było mało Monika sama zajmuje się zdjęciami co jeszcze bardziej nas zmobilizowało do działania. Przyznamy, że takich luźnych przygotowań nie mieliśmy nigdy. Był czas na rozmowy, drinka a nawet na małe cygaro 😀 Było pełno uśmiechu. Na weselu szaleńswtom nie było końca! No Monika opanowała parkiet zdecydowanie! Na szczęście znaleźliśmy chwilę, na kilka portretów przy zachodzie słońca oraz nieśmiertelne zimne ognie. Ogień był też wśród gości 🙂 A wszystko to za sprawą Moniki i Bartka, którzy postanowili tego pięknego dnia powiedzieć sobie sakramentalne TAK. Kochani dziękujemy za zaufanie <3
Gdy Majka do nas napisała, zdawało się to być zwykłe zapytanie o fotografię ślubną. Od słówka do słówka okazało się jednak , że Maja, dziewczyna z rosyjskimi korzeniami, to mega sympatyczna i szalona osóbka, którą pokochał Andrzej, podkarpacki myśliwy. Oboje wymarzyli sobie ten dzień w każdym szczególe i detalu. W pierwszej kolejności przyjechali do nas aby poszaleć na sesji narzeczeńskiej, zaś drugie spotkanie miało już miejsce w urokliwej Kolbuszowej (Kościół św. Alberta zrobił na nas niesamowite wrażenie). Miał to być typowy slow wedding, ale slow to z pewnością nie było. Czas zdecydowanie tego dnia pędził jak szalony, a my razem z nim.Przywitanie w strugach deszczu, tańce pod namiotem przy dźwiękach lokalnej kapeli. Szalone pląsy i śpiewy przy genialnym zespole Alto Band. Luźne rozmowy, szybka sesja. To wszystko działo się, gorącej sierpniowej niedzieli. Zapraszamy do oglądania 🙂