Ola + Tomek
Opowieść Oli i Tomku musimy zacząć od ich sesji narzeczeńskiej. Jako że na co dzień mieszkają w Warszawie tam też nas zaprosili. Stolicę wzdłuż i wszerz na uwaga… rowerach. A siłę na to mieliśmy, bo obiad przygotowali zacny. Wszak mówili, że lepszy niż w McDonaldzie 😀 poszwędaliśmy się tu i tam. Największe wrażenie wywarła na nas zdecydowanie Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego i jej otoczenie. Przyznam, że zdjęcia stamtąd zawsze wywierały na nas wrażenie, ale nie mieliśmy pojęci gdzie możemy tego miejsca szukać. I dzięki Nim w końcu i my tam trafiliśmy 😀
Dzień ślubu upłynął zdecydowanie pod znakiem uśmiechu. Przysłowiowy „banan” nie schodził z buzi zarówno Pary Młodej, jak i osób z otoczenia. Tak szczerze, właśnie na tym polega ślubny luz, który udziela się wszystkim wkoło 😀 Ola wyglądała PRZE CU DOW NIE!!! Jej subtelna uroda została niesamowicie podkreślona przez makijaż, upięcie no i SUKNIĘ! Ale Tomek nie ustępował Oli w stylówce, nic a nic. W końcu u fryzjera spędził 2 godziny 😀 Bo przecież trzeba wyglądać 🙂 Co jeszcze zapamiętamy z tego dnia? Przesympatycznego księdza i światło w kościele. Przy tym wszystkim Oni wpatrzeni w siebie z wielką miłością. No marzenie!
Wesele to tańce, hulańce, swawola 😀 głośne śpiewy, toasty co chwila, występ magika. Dzień bardzo intensywny, naładowany emocjami, czyli coś co tygryski lubią najbardziej.
Na sesję poślubną czekaliśmy „chwilę” 😉 Zawsze coś się nie składało, aż w końcu postawiliśmy wszystko na jedną kartę, stwierdziliśmy, że będzie co ma być. No i kochani opłacało się! Mimo lekkiego, jesiennego chłodu słońce było przepiękne. A na tym nam zależało najbardziej. Pięknie świeciło zarówno w Hamerni, jak i w okolicznych sadach. Nie obyło się bez przygód 😀 zapewne kojarzycie jedno z naszych ulubionych zdjęć z tej sesji. Piękny zachód wśród drzew i kupą dymu. Musieliśmy się bardzo spieszyć, bo słońce uciekało baaardzo szybko. Zaparkowaliśmy gdzie bądź i w długą do sadu. W ręku świece dymne… a przed nami pojawia się patrol policji… tak. Zaparkowaliśmy w mało dozwolonym miejscu. Zwolnili, ale gdy zobaczyli skaczącą Olę w sukni ślubnej, uśmiechnęli się i pojechali dalej, a my działaliśmy swoje.
Jak nam to wyszło? Oceńcie sami 🙂